Od kilku lat preferowanym przez większość posiadaczy oszczędności i sporą część inwestorów wyborem były instrumenty o niewielkim poziomie ryzyka. To efekt szoku po globalnym kryzysie finansowym i utrzymującej się niepewnej sytuacji na rynkach, utrudniającej podejmowanie decyzji dotyczących zaangażowania kapitału. Stąd bierze się tak duża popularność nisko oprocentowanych lokat bankowych oraz widoczny jeszcze w całym ubiegłym roku duży napływ środków do funduszy dłużnych i największe od lat zakupy obligacji skarbowych przez klientów detalicznych. Do niedawna takim ostrożnym strategiom w sukurs przychodziła deflacja, dzięki której realne zyski były wyższe niż nominalne oprocentowanie i stopy zwrotu.
Minione miesiące przyniosły jednak początkowo powolną, a ostatnio bardziej radykalną zmianę sytuacji. Deflacja stopniowo ustępowała, a w jej miejsce już w grudniu ubiegłego roku pojawiła się inflacja, powodująca erozję zysków. To zjawisko będzie mieć charakter trwały, a jego dynamika może być w najbliższym czasie zaskakująco wysoka. To skłaniać będzie coraz większą część oszczędzających do poszukiwania bardziej korzystnych form lokowania kapitału, zapewniających nie tylko zachowanie realnej jego wartości, ale i przynoszących rzeczywisty zysk. Preferencje powinny więc coraz szybciej przesuwać się w kierunku instrumentów oferujących możliwości jego osiągania. W przypadku inwestorów o niskiej tolerancji ryzyka, naturalną alternatywą mogą stać się fundusze stosujące bardziej aktywne strategie zarządzania instrumentami dłużnymi, w tym wykorzystujące obligacje korporacyjne. Bardziej odważni inwestorzy będą mocniej powracać na rynek akcji. Te tendencje zauważalne były już w ubiegłym roku, gdy fundusze dłużne zanotowały przypływ środków, w dużym stopniu dzięki rosnącej popularności obligacji firm. Do akcji inwestorzy nastawieni byli jeszcze asekuracyjnie, jednak dostrzegali drzemiący w nich potencjał, chętnie angażując kapitał w fundusze akcji.