Rozpoczęcie cyklu obniżek stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych jest niemal pewne. Rezerwa federalna jest zdeterminowana by łagodzić ewentualne negatywne skutki wojny handlowej oraz przeciwdziałać spowolnieniu amerykańskiej gospodarki. Cięcie kosztów pieniądza jest tylko kwestią czasu. Jeśli nie nastąpi już w najbliższą środę, czego inwestorzy raczej się nie spodziewają, to decyzja w tej kwestii jest bardzo prawdopodobna na lipcowym posiedzeniu komitetu otwartego rynku. Otwartą sprawą jest skala łagodzenia polityki pieniężnej oraz reakcje rynku na jej przeprowadzenie. Biorąc pod uwagę dotychczasowe zmiany rentowności obligacji, można przypuszczać, że rynek długu w znacznym stopniu zdyskontował już wspomniane łagodzenie. Od listopada ubiegłego roku rentowność amerykańskich papierów dziesięcioletnich obniżyła się z prawie 3,24 do poniżej 2,1 proc., czyli do poziomu najniższego od niemal dwóch lat. Reakcji wciąż nie widać na rynku walutowym, gdzie dolar wciąż zyskuje na wartości, głównie w efekcie awersji do ryzykownych aktywów, pozostając dla większości inwestorów jedyną bezpieczną przystanią. Indeks dolara od marca idzie w górę, ale trudno sobie wyobrazić kontynuację tej tendencji, w kontekście jednoznacznego nastawienia Fed. Być może już pierwsza obniżka stóp procentowych doprowadzi do osłabienia amerykańskiej waluty i bardziej trwałego odwrócenia dotychczasowego trendu. To zaś zdecydowanie pomogłoby rynkom akcji, w szczególności wspierając zwyżkę na emerging markets. W takiej sytuacji można by liczyć na zdecydowaną poprawę kondycji warszawskiego parkietu. WIG20 już zdaje się dyskontować taki scenariusz, zwyżkując od połowy maja o ponad 6 proc., a w ujęciu dolarowym, czyli z punktu widzenia inwestorów zagranicznych, mających dominujący udział w segmencie naszych największych spółek, o ponad 8 proc. W tym czasie indeks rynków wchodzących oraz S&P500 wzrosły jedynie po około 3 proc.