Dość zaskakujące zwyżki na światowych giełdach, mające miejsce tuż po ogłoszeniu kolejnej rundy amerykańsko-chińskiej wojny celnej, dają wiele do myślenia. Inwestorzy najwyraźniej dostrzegli dwa fakty, które mogą sygnalizować nieco bardziej optymistyczny scenariusz. Po pierwsze, Donald Trump nie zastosował 25 proc. stawki na import o wartości 200 mld dolarów, lecz ograniczył się do 10 proc. Można to interpretować jako uchylenie furtki do negocjacji, choć amerykańska retoryka wciąż robi wrażenie nieustępliwości. Po drugie, chińska riposta nie jest tak mocna, jak mogłaby być, co również można traktować jako chęć uniknięcia eskalacji napięcia w relacjach z USA.
Nieco tylko łagodniejszy niż się spodziewano rozwój wydarzeń skutkował prawie 2 proc. zwyżką indeksu na giełdzie w Szanghaju i wzrostami wskaźników na większości światowych parkietów. To pokazuje, jak szybko mogą zmienić się nastroje, gdy tylko pojawią się bardziej optymistyczne informacje, tym bardziej, że poziom oczekiwań jest ustawiony dość nisko. Można przypuszczać, że w najbliższych tygodniach amerykańsko-chiński konflikt nie będzie przybierał na sile, a raczej ulegnie złagodzeniu lub przynajmniej zawieszeniu, w związku ze zbliżającymi się częściowymi wyborami do Kongresu USA. Jest więc szansa na udaną końcówkę roku na giełdach, tym bardziej że są fundamentalne podstawy zarówno do kontynuacji hossy na Wall Street, jak i na rynkach wschodzących, w tym na warszawskim parkiecie.