Wypatrywana od pewnego czasu na giełdach korekta wreszcie nadeszła. Jej losy będą zależeć od tego samego czynnika, który ją wywołał, czyli od postępów jakie będzie robił Donald Trump w realizacji swojej polityki. Pierwszym poważniejszym testem będzie głosowanie w Kongresie nad ustawą reformującą system ubezpieczeń zdrowotnych. Powodzenie projektu będzie zależeć od tempa wdrażania kolejnych zapowiadanych kroków, czyli obniżenia podatków i uruchomienia programu stymulacji fiskalnej, na które tak bardzo liczy rynek.
Z drugiej strony, na przebieg korekty wpływ będą mieć zachowania inwestorów. Choć wtorkowe tąpnięcie mogło wywołać obawy, to jednak posiadacze akcji nie mają powodów do wielkiej nerwowości. Nie muszą się spieszyć z ich sprzedażą, biorąc pod uwagę ścieżkę, jaką w ostatnich latach przebyły amerykańskie indeksy, a więc nie ma wielkiego zagrożenia, że rynek ulegnie załamaniu, biorąc pod uwagę, że w gospodarce nic złego się nie dzieje i nie stanie się nawet bez reform planowanych przez Donalda Trumpa. Spadki mogą zaś sprowokować tych, którzy akcji jeszcze nie mają lub czekali na dogodny moment, by uzupełnić swoje portfele.
Z podobną sytuacją możemy mieć do czynienia na naszym parkiecie, na którym czekających jest z całą pewnością znacznie więcej niż chętnych do pozbywania się akcji. O tym, że ci pierwsi przystąpili już do zakupów, świadczą dane o zwiększającym się napływie pieniędzy do funduszy inwestycyjnych. Ich strumień może wkrótce przybrać na sile, tym bardziej, że w porównaniu ze Stanami Zjednoczonymi, warunki do tego są bardziej sprzyjające. Stopy wciąż pozostają na historycznie niskim poziomie i pozostaną na nim prawdopodobnie jeszcze przez kilkanaście miesięcy, a tempo wzrostu gospodarczego w kolejnych kwartałach powinno wyraźnie przyspieszyć.