Lipiec był drugim po marcu, najlepszym miesiącem na światowym rynku akcji w tym roku. MSCI World poszedł w górę o ponad 4 proc. i znalazł się na poziomie najwyższym od sierpnia ubiegłego roku. O ponad 5 proc. wzrósł indeks emerging markets. Wskaźniki głównych giełd europejskich zyskały po 5-7 proc. Sięgające 3-3,5 proc. wzrosty wystarczyły, aby indeksy amerykańskiego parkietu znalazły się na poziomach najwyższych w historii. Przekraczająca 6 proc. zwyżka Nikkei wskazuje, że najgorsze za sobą ma już chyba giełda japońska. Ta globalna poprawa nastrojów niewiele ma jednak wspólnego z czynnikami fundamentalnymi. Międzynarodowy Fundusz Walutowy obniżył i tak już niewygórowane prognozy wzrostu globalnej gospodarki, uwzględniając konsekwencje samej tylko niepewności, związanej z wychodzeniem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Najnowsze dane sygnalizują nadchodzące spowolnienie nie tylko w Europie i Japonii, ale także w Stanach Zjednoczonych.
Jedną z niewielu pozytywnych informacji, jaka w lipcu mogła wzmocnić rynki, to ta o wyhamowaniu spadku dynamiki PKB w Chinach. Głównym motorem, napędzającym zwyżki na rynkach akcji, poza naturalnym odreagowaniem wcześniejszych spadków, są nadzieje pokładane w działaniach banków centralnych, mających wspomóc wzrost gospodarczy i zapobiec zagrożeniom. Problem w tym, że w większości przypadków, banki centralne nie mają już zbyt wielkiego pola manewru. Obniżenie stóp procentowych przez Europejski Bank Centralny dobiłoby osłabione europejskie banki komercyjne, a pula papierów, które mogą być przedmiotem skupu, ulega wyczerpaniu. Mający znacznie większe możliwości Bank Anglii, nie spieszy się z ich użyciem. Działania japońskiego banku centralnego, mimo sporej determinacji, nie tylko nie przynoszą widocznych efektów, ale także rozczarowują inwestorów, coraz wyraźniej oczekujących na uruchomienie „pieniędzy z helikoptera”.
Zapowiadany pakiet stymulacji fiskalnej powiększy i tak już gigantyczne zadłużenie Japonii. Największe nadzieje wiązać można jedynie z połączonymi fiskalnymi i monetarnymi posunięciami w Chinach oraz odroczeniem podwyżki stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych. Rozczarowujące dane o dynamice amerykańskiego PKB w drugim kwartale zdają się ostatecznie odsuwać na dalszą przyszłość kwestię kontynuacji zacieśniania polityki pieniężnej Fed. Pozostawienie amerykańskich stóp bez zmian może być czynnikiem o kluczowym znaczeniu dla sytuacji na światowym rynku finansowym, pozytywnie wpływającym na notowania surowców oraz kondycję emerging markets, a w połączeniu z ewentualnymi sygnałami zhamowania negatywnych tendencji w chińskiej gospodarce, mogłoby podtrzymać dobrą passę na giełdach.
Wszystko wskazuje na to, że w najbliższym czasie pozytywną rolę w globalnej gospodarce będą odgrywać głównie kraje rozwijające się. Tezę tę potwierdza między innymi raport MFW, podtrzymujący prognozę zakładającą 4,1 proc. wzrost PKB dla tej grupy na ten rok i przyspieszenie do 4,6 proc. w 2017 r. Taki scenariusz otwierałby pozytywne perspektywy także przed warszawską giełdą. Warunkiem jest usunięcie ostatniego z czynników niepewności, czyli kwestii kredytów we frankach, kontynuacja zbliżonego do 3 proc. tempa wzrostu gospodarczego oraz utrzymanie w ryzach deficytu budżetowego. Taki plan minimum jest realny do osiągnięcia w perspektywie przynajmniej kilku kwartałów.
Po „przełknięciu” frankowej pigułki, WIG20 mógłby powrócić do korelacji z indeksem emerging markets, nadrabiając przynajmniej w części, utracony do niego w ostatnich miesiącach dystans. Mogłoby to oznaczać szansę na ruch w kierunku 2000 punktów, przy założeniu kontynuacji zwyżki MSCI Emerging Markets. Indeksy małych i średnich spółek tę korelację od kilku tygodni starają się z niezłym skutkiem odzyskiwać, co stanowi dobry prognostyk dla całego warszawskiego rynku.