Wszystko wskazuje na to, że po zakończeniu fazy skoordynowanego ożywienia w globalnej gospodarce, będziemy mieć do czynienia z okresem jednoczesnych działań głównych banków centralnych świata, zmierzających do podtrzymania słabnącej koniunktury. Władze monetarne dostrzegają zagrożenia i w porę na nie reagują, choć recesja raczej nie grozi ani w strefie euro, ani w Chinach, ani w Stanach Zjednoczonych. W Chinach już od pewnego czasu mamy do czynienia ze stymulacją wzrostu zarówno za pomocą narzędzi fiskalnych, jak i poprzez zwiększanie ilości pieniądza. Amerykańska rezerwa federalna niedawno złagodziła zdecydowanie swoje stanowisko w kwestii zaostrzania polityki pieniężnej. Zbliżające się posiedzenie Fed powinno przynieść potwierdzenie wcześniejszych deklaracji, sugerujących wstrzymanie cyklu podwyżek stóp procentowych. Ostatnio gołębie tony usłyszeliśmy ze strony Europejskiego Banku Centralnego. Co prawda Mario Draghi nie ogłosił przesunięcia terminu zapowiadanej wcześniej dość ogólnie podwyżki stóp procentowych, ale dla wszystkich jest jasne, że takie posunięcie jest już nieaktualne.
Jest więc bardzo prawdopodobne, że obawy związane z widocznym już spowolnieniem w strefie euro i w Chinach oraz spodziewanym osłabieniem wzrostu gospodarki amerykańskiej, zostaną zniwelowane dzięki wspomnianym działaniom banków centralnych. To zaś wytrąca argumenty pesymistom, którzy spodziewali się wyraźnego pogorszenia się nastrojów na rynkach finansowych. Luzowanie polityki pieniężnej zwykle mocno wspiera wzrostową tendencję na giełdach, a więc wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia nie tylko z efektem stycznia, ale także że można liczyć na kontynuację zwyżek w kolejnych miesiącach. Jednocześnie zmniejsza się zagrożenie ze strony pozostałych czynników ryzyka, takich jak twardy Brexit, czy relacje między USA a Chinami. Ewentualne pozytywne zaskoczenie w każdym z tych przypadków może zaś stanowić dodatkowy, silny impuls wzrostowy.